sobota, 15 lutego 2014

Bohren&der Club of Gore. Blå 23.11.2013

Nie było staników rzucanych na wokalistę czy piórek gitarzysty, w niedbałym geście posłanych w tłum. Pod sceną nie było rozhisteryzowanych nastolatek wrzeszczących refreny ulubionych przebojów. Bo nie było przebojów. Nie było naprutych do nieprzytomności ufoków, zapalniczek w łapach i setek fleszy. Podczas każdego utworu, było za to cicho jak w pustym mieście pełnym przyćmionych świateł. Dziesiątki ludzi stojących i lampiących się w jednym kierunku, jak reflektory samochodów w kinie dla zmotoryzowanych. Był spokój, dziwna energia i fatalna jakość dźwięku na początku występu. Był "Prowler" i kilka innych kompozycji z Sunset Mission, były utwory z Black Earth i piosnka o zombie, które nigdy nie umierają. Był świetny support w postaci gościa, gitary i efektów, splątanych w dzikiej ucieczce przez korytarze pustego szpitala w Czarnobylu. Było uczucie, jakbym słuchał płyty z bardzo bliska, bo niestety unikano improwizacji. Z sufitu zwisały cztery lampki oświetlające muzyków, a pod sufitem zawisło dużo dymu, który wysłuchał opowieści o wilkach i paniach za kierownicą. Przy barze kręcili się biali i czarni dresiarze, którym za chuja tego cichego wieczoru nie wychodziła dilerka. Był gość krzyczący po koncercie chyba 20 razy "Druga Be!", a także kolo z wielkim brzuchem nagrywający koncert na Samsunga. I był też Garm z Ulvera, który zwyczajowo, z miną introwertycznego mordercy krążył po kiblu w Blå. Mam nadzieję, że gdy skończy nagrywać z Sunn O))), weźmie na warsztat tych czterech chłopców z zachodnich Niemiec i wspólnie coś urodzą. Bo pasują do siebie. Krótko mówiąc, pierwszy koncert Bohren & der Club of Gore zaliczony. Na pewno nie ostatni. 
Lider zespołu znakomicie podsumował stołeczne Oslo: nawet jeśli niczego nie oczekujesz i tak będziesz rozczarowany. Dobry typ, ledwo co przyjechał, a już zna podziemne hasło promocyjne miasta.



2 komentarze:

Kopacz pisze...

Zazdroszczę obecności. Ja ostatnio pochłaniam ich "Piano Nights". Pozdrawiam.

Linteath pisze...

Piano Nights pochłaniam również. Nie tak dobra jak Sunset Mission, ale i tak świetna. Jak tylko będę miał możliwość, to idę raz jeszcze.

Prześlij komentarz